RECENZJA KSIĄŻKI
"Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie.
Tu po prostu potrzeba miłości."
W. Bruce Cameron, Był sobie pies
Toby, Bailey, Ellie, Koleżka…
To imiona,
które nosił pewien pies w czasie swoich czterech wcieleń. Dlaczego za każdym
razem pamiętał poprzednie życia?
Bo miał
bardzo ważną misję. Przesyconą najżywszymi emocjami, jakie można znaleźć w
życiu i na papierze.
Bohatera tej niezwykłej powieści poznajemy
jako dzikiego, ciekawskiego świata szczeniaczka. Jego pierwsze życie ma się
okazać krótkie, ale pełne wrażeń. Zupełnie jakby pierwszym zadaniem było oswoić
się z ludzkim towarzyszem, tylko po to, żeby później wpaść prosto w emanujące
troską i miłością ramiona chłopca. Jego chłopca, którego pokocha już na zawsze.
Chłopiec,
noszący imię Ethan dorastał i bawił się, ucząc swojego najlepszego przyjaciela
różnych sztuczek. Obydwoje byli niesforni i figlarni, ale od samego początku
oddali sobie serca. To właśnie więź z Ethanem nadała sens każdemu psiemu dniu.
W tym i innym życiu. Z kimkolwiek mieszkał, czymkolwiek się zajmował, na dnie
mieszczącego całe pokłady miłości serduszka zawsze pozostawał jego chłopiec.
Czy był w
tym jakiś sens?
Podeszłam do tej książki sceptycznie .
Naczytałam się na jej temat tylu pozytywnych opinii, że wniosek mógł być tylko
jeden- mnie się ta powieść nie spodoba…
I
rzeczywiście pierwszy rozdział życia Baileya nieszczególnie przypadł mi do
gustu. Owszem, ciekawie ujęty świat z perspektywy pieska, ale w sumie nie
działo się tam nic szczególnego. Przełom nastąpił w drugim wcieleniu. Na samym
jego początku, kiedy mama Ethana uratowała umierającego szczeniaczka z wnętrza
rozgrzanego samochodu. To właśnie w tym miejscu przełknęłam pierwsze łzy,
myśląc sobie: „a jednak”. Pierwsze i nie ostatnie. Było ich całkiem sporo, a książka
okazała się jedną z nielicznych, które bardzo mnie wzruszyły. Wcale nie
dlatego, że była o piesku, a pieski są słodkie i łatwo rozklejają dziewczyny.
To była niesamowicie mądra i tą mądrością poruszająca książka. Psia istota
posłużyła autorowi jedynie do przedstawienia najczystszych instynktów i
najszlachetniejszych emocji. Przywiązanie, miłość, posłuszeństwo, poświęcenie,
oddanie i przede wszystkim bezinteresowność. Ta bezinteresowność sprawiła, że
żyjąc w świecie owładniętym chciwością, wyrachowaniem i materializmem
zachłysnęłam się tą wspaniałą wartością. Bezgranicznie kochać tak po prostu.
Coś, za co warto oddać życie-to chyba najważniejsze przesłanie tej książki.
Bailey w każdym z kolejnych żyć nabywał
umiejętności, które mógł wykorzystywać w następnych wcieleniach. Umiejętność
odczytywania ludzkich emocji, tropienie, wyławianie. To sprawiało, że stał się
psem wyjątkowym. Wielką zagadką jego istnienia był sens. Nie potrafił zrozumieć,
dlaczego pamiętał wszystkie swoje wcześniejsze życia. Odradzał się w różnych
rasach, płciach i innych częściach świata. Jaki był cel takiego bytowania?
Został on oczywiście odsłonięty pod koniec powieści, ale zostawię go Wam jako
przysłowiową wisienkę na torcie.
Na pewno
książka ta uwrażliwia. Porusza serce, momentami nawet je zgniata. Niewinnymi i
bezbronnymi oczami pokazuje świat dokładnie takim jak on wygląda. Podkreśla
wszystkie zalety, ale również paskudne
wady człowieka , a zarazem prostolinijność psiej świadomości. I nie jest tak,
że cały czas się wzruszamy i płaczemy. W wielu miejscach ta książka bawi, bo
prostota psiego toku myślenia bywa naprawdę komicznie naiwna. Pogardliwe,
bardzo celne spojrzenie na kocie maniery i obyczaje, sprawiały, że śmiałam się
prawie na głos. I, co zdziwiło mnie najbardziej, te psie perypetie były
naprawdę bardzo ciekawe. Książka pochłania, angażuje i przywiązuje do tego
stopnia, iż jestem w pełni przekonana, że przeczytam ją któregoś dnia raz
jeszcze.
Książkę tę polecam szczególnie na
wakacyjny czas, bowiem jej największą zaletą
jest humor , trafne postrzeganie świata i ocena nas – ludzi, którzy w oczach psa
zachowują się dziwnie i nierozsądnie. Bardzo ciekawie opisane są również kontakty
i zachowania pomiędzy psami i to, jak pies nie tyle widzi, co instynktownie czuje
świat. To właśnie wakacje, które Bailey spędza w towarzystwie swojego chłopca i innych zwierzaków na Farmie są najcudowniejszym czasem w jego
życiu.
Jak
najbardziej, z całym przekonaniem polecam!
Moja
ocena: 9/10
Uczeń Szkoły Podstawowej nr 19 w Lublinie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz