piątek, 22 czerwca 2018

Przyszedł czas na pożegnanie...


"Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne. W każdym spotkaniu jest część żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu jest ta sama ilość radości ze spotkania."
~  Cassandra Clare
" Mechaniczna księżniczka"



Z wielkim ciężarem na sercu piszemy ten post. Przyszedł czas na pożegnanie. To był wyjątkowy rok. Rok pełen przygód, niespodzianek, kilku złych zdarzeń oraz wielu wspaniałych sytuacji. Prowadząc tego bloga miałyśmy okazję rozwijać swoje umiejętności oraz nabierać doświadczenia. Ten rok zleciał bardzo szybko.W końcu nadszedł czas ruszenia w dalszą podróż. Naprawdę ciężko jest odejść. 




"Właściwie nie boję się nieznanego. Tylko trochę szkoda mi tracić to, co znam."


~  Éric-Emmanuel Schmitt 
"Oskar i pani Róża"


Dziękujemy Wam za rok wspaniałej współpracy i mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy w naszym książkowym świecie.

Panna Cohen i Dalia



środa, 20 czerwca 2018

Książki polecane przez uczniów na wakacje :)

"Drugie życie Bree Tanner"



Ostatnio w moje ręce trafiła książka pt. „Drugie życie Bree Tanner” autorstwa Stephenie Mayer. Główną bohaterką jest tytułowa Bree Tanner, jedna z postaci pojwiających się w trzeciej części sagi „Zmierzch" - „Zaćmienie”. Autorka opisuje los 15-latki, która niedawno została przemieniona w wampira i dopiero poznaje nowy, mroczny świat istot nadprzyrodzonych. Bree trafia do grupy podobnych sobie młodych wampirów, której przewodzi Riley. Tam poznaje Diega, w którym się oczywiście zakochuje. Razem młodzi zakochani odkrywają, co jest prawdą, a co tylko legendą na temat wampirów. Choć Stephenie Mayer ma na swoim koncie kilka książek, które pokochał świat (a zwłaszcza młodzież), „Drugie życie Bree Tanner” należy według mnie do tych mniej udanych. Jest to książka raczej do szybkiego przeczytania i zapomnienia, niż do długich przemyśleń. Jak zwykle bywa w tego typu historiach pojawiają się postacie dobre i złe. Na początku możemy sądzić, że w rolę dobrych wampirów wciela się grupa, do której trafiła Bree. Gdy już przebrniemy przez połowę książki okazuje się, że wcale tak nie jest. Bree i Diego wspólnie odkrywają tajemnice, które skrywa przed nimi szef grupy. Przekonują się na przykład, że słońce wcale im - wampirom - nie szkodzi. Wręcz przeciwnie, promienie słońca sprawiają, że ich skóra zaczyna błyszczeć. Moim zdaniem był to ciekawy zabieg, choć czytelnicy którzy znają sagę „Zmierzch" raczej nie będą zaskoczeni taką zamianą dobrych i złych bohaterów. Wątek miłosny między Bree i Diegiem, którego oczywiście nie mogło zabraknąć, również nie jest mocną stroną historii. Od początu wiadomo, że młodzi się w sobie zakochają, ale z drugiej strony przecież w tego typu książkach oczekujemy przewidywalnych scenariuszy. Fabuła książki nie jest według mnie do końca przemyślana. Ponieważ chyba nawet super-silne wampiry nie są w stanie w cztery dni nauczyś się walczyć i przygotować się do bitwy z innymi, bardziej doświadczonymi przedstawicielami swojego gatunku... Książkę czyta się szybko, są momenty zarówno ciekawe, jak i takie, które z wielką chęcią byśmy pominęli. Mniej więcej w połowie książki można odnieść wrażenie, że autorka chciała jak najszybciej ją skończyć. Nie wyjaśnia wielu spraw, niektóre wątki pozostawia jakby urwane. Wszystko dzieje się szybko i brakuje dokładniejszych opisów, które mogłyby uprzyjemnić lekturę. Z pewnością jest to jedna z gorszych książek jakie czytałam, aczkolwiek znalazłam w niej kilka naprawdę intrygujących momentów. Jeśli ktoś szuka lekkiej książki do szybkiego przeczytania, na przykład na wakacyjny wyjazd, to mogę polecić historię o Bree.


"Dziennik Cwaniaczka"



Wakacje czają się tuż za rogiem. Dla uczniów to czas na odpoczynek od nauki i zrelaksowanie się przed nadchodzącym rokiem szkolnym. Wtedy jedni z nas coraz częściej wychodzą z przyjaciółmi, inni poświęcają się swoim twórczym projektom albo godzinami grają w gry, kolejni robią wszystkie te rzeczy naraz. W każdym wypadku poszukujemy rozrywki, która zarazem nas rozwija. Nie na co dzień możemy usłyszeć historię psa sąsiada kuzyna cioci mamy najlepszej przyjaciółki, albo opracować taktykę przedostania się przez pałac złego maga, tracąc możliwie jak najmniej energii. Jako ludzie lubimy słyszeć o historiach, które są nam bliskie, a zarazem zdystansowane na tyle, aby się nimi nie przejmować.
            „Dziennik Cwaniaczka” to seria książek młodzieżowych autorstwa Jeffa Kinneya. Opowiada nastoletnie przygody Grega Heffleya, chłopca z wielodzietnej rodziny. Nie jest wyidealizowanym bohaterem, bywa egoistyczny, potrafi wykorzystywać przyjaciół i bez przerwy ładuje się w kłopoty.  Opisane w formie dziennika przygody dotyczą przyziemnych spraw, pozwalając nam zauważyć zabawne strony czasem trudnych sytuacji. Pozwala to młodemu czytelnikowi spojrzeć na pewne, być może przydarzające się mu losowe przypadki z zupełnie innej perspektywy, z punktu widzenia obserwatora.
            Wakacje to prawdziwy tester naszej miłości do książek. Część osób kocha czytać i oddaje tej czynności większość wolnego czasu, podczas gdy pozostałych widok książki inspiruje do zrobienia wszystkiego, oprócz jej przeczytania. „Dziennik Cwaniaczka” jest prostą lekturą, którą bardzo szybko się czyta. Co  prawda, lekka fabuła powieści z serii Kinneya nie skłania do głębokich refleksji, ale włąśnie to sprawia, że jest idealną lekturą na wyjazd za granicę czy po prostu samotne popołudnie. Właśnie wtedy chcemy skupić się na wszystkim, oprócz problemów – przyjemna opowieść może utrzymać nas w pozytywnym nastroju.






                                                                   

czwartek, 14 czerwca 2018

Czas na recenzje uczniów...

 BYŁ SOBIE PIES 
RECENZJA KSIĄŻKI


"Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. Tu po prostu potrzeba miłości."
 W. Bruce Cameron, Był sobie pies


     Toby, Bailey, Ellie, Koleżka…
To imiona, które nosił pewien pies w czasie swoich czterech wcieleń. Dlaczego za każdym razem pamiętał poprzednie życia?
Bo miał bardzo ważną misję. Przesyconą najżywszymi emocjami, jakie można znaleźć w życiu i na papierze.
    Bohatera tej niezwykłej powieści poznajemy jako dzikiego, ciekawskiego świata szczeniaczka. Jego pierwsze życie ma się okazać krótkie, ale pełne wrażeń. Zupełnie jakby pierwszym zadaniem było oswoić się z ludzkim towarzyszem, tylko po to, żeby później wpaść prosto w emanujące troską i miłością ramiona chłopca. Jego chłopca, którego pokocha już na zawsze.
Chłopiec, noszący imię Ethan dorastał i bawił się, ucząc swojego najlepszego przyjaciela różnych sztuczek. Obydwoje byli niesforni i figlarni, ale od samego początku oddali sobie serca. To właśnie więź z Ethanem nadała sens każdemu psiemu dniu. W tym i innym życiu. Z kimkolwiek mieszkał, czymkolwiek się zajmował, na dnie mieszczącego całe pokłady miłości serduszka zawsze pozostawał jego chłopiec.
Czy był w tym jakiś sens?
      Podeszłam do tej książki sceptycznie . Naczytałam się na jej temat tylu pozytywnych opinii, że wniosek mógł być tylko jeden- mnie się ta powieść nie spodoba…
I rzeczywiście pierwszy rozdział życia Baileya nieszczególnie przypadł mi do gustu. Owszem, ciekawie ujęty świat z perspektywy pieska, ale w sumie nie działo się tam nic szczególnego. Przełom nastąpił w drugim wcieleniu. Na samym jego początku, kiedy mama Ethana uratowała umierającego szczeniaczka z wnętrza rozgrzanego samochodu. To właśnie w tym miejscu przełknęłam pierwsze łzy, myśląc sobie: „a jednak”. Pierwsze i nie ostatnie. Było ich całkiem sporo, a książka okazała się jedną z nielicznych, które bardzo mnie wzruszyły. Wcale nie dlatego, że była o piesku, a pieski są słodkie i łatwo rozklejają dziewczyny. To była niesamowicie mądra i tą mądrością poruszająca książka. Psia istota posłużyła autorowi jedynie do przedstawienia najczystszych instynktów i najszlachetniejszych emocji. Przywiązanie, miłość, posłuszeństwo, poświęcenie, oddanie i przede wszystkim bezinteresowność. Ta bezinteresowność sprawiła, że żyjąc w świecie owładniętym chciwością, wyrachowaniem i materializmem zachłysnęłam się tą wspaniałą wartością. Bezgranicznie kochać tak po prostu. Coś, za co warto oddać życie-to chyba najważniejsze przesłanie tej książki.
        Bailey w każdym z kolejnych żyć nabywał umiejętności, które mógł wykorzystywać w następnych wcieleniach. Umiejętność odczytywania ludzkich emocji, tropienie, wyławianie. To sprawiało, że stał się psem wyjątkowym. Wielką zagadką jego istnienia był sens. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego pamiętał wszystkie swoje wcześniejsze życia. Odradzał się w różnych rasach, płciach i innych częściach świata. Jaki był cel takiego bytowania? Został on oczywiście odsłonięty pod koniec powieści, ale zostawię go Wam jako przysłowiową wisienkę na torcie.

   Na pewno książka ta uwrażliwia. Porusza serce, momentami nawet je zgniata. Niewinnymi i bezbronnymi oczami pokazuje świat dokładnie takim jak on wygląda. Podkreśla wszystkie zalety, ale również  paskudne wady człowieka , a zarazem prostolinijność psiej świadomości. I nie jest tak, że cały czas się wzruszamy i płaczemy. W wielu miejscach ta książka bawi, bo prostota psiego toku myślenia bywa naprawdę komicznie naiwna. Pogardliwe, bardzo celne spojrzenie na kocie maniery i obyczaje, sprawiały, że śmiałam się prawie na głos. I, co zdziwiło mnie najbardziej, te psie perypetie były naprawdę bardzo ciekawe. Książka pochłania, angażuje i przywiązuje do tego stopnia, iż jestem w pełni przekonana, że przeczytam ją któregoś dnia raz jeszcze.
       Książkę tę polecam szczególnie na wakacyjny czas, bowiem jej największą zaletą  jest  humor , trafne postrzeganie świata  i ocena nas – ludzi, którzy w oczach psa zachowują się dziwnie i nierozsądnie. Bardzo ciekawie opisane są również kontakty i zachowania pomiędzy psami i to, jak pies nie tyle widzi, co instynktownie czuje świat. To właśnie wakacje, które Bailey spędza w towarzystwie  swojego chłopca i innych zwierzaków  na Farmie są najcudowniejszym czasem w jego życiu.

Jak najbardziej, z całym przekonaniem polecam!
Moja ocena: 9/10



Uczeń Szkoły Podstawowej nr 19 w Lublinie